@Razorblade1967:
koszty broni, zwłaszcza używanej czy historycznej sporo poszły w górę.
[...]
Później to już broń, amunicja, akcesoria itd.
Sporo kosztów generują wszystkie te dodatki.
A co myślisz, że nie wiem? Pogadaj z moim portfelem...
Jednak zarobki przez te lata też poszły do góry i chyba więcej jak przeciętne ceny broni.
Pozwolenie samo w sobie nie jest sporym wydatkiem - jest to koszt rzędu 3000 zł i to często nawet z szafą już.
Ale jak napisałem... wszystko jest względne. Są ludzie uważający, że te opłaty są duże, często to ludzie nie mający pozwolenia, a dopiero chcący je mieć. Oni jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę w późniejszych kosztów, bo skupiają się na tych najbliższych.
No, ale to humor, a więc aby nie robić OT.
Również coś ze strzelnicy, czego byłem świadkiem osobiście, choć już jakiś czas temu, gdy sobie dorabiałem jako instruktor:
- Przychodzi policjant i mówi, że chce potrenować przed jakimś egzaminem. Zestaw Glock, P-99, P-64 oraz "
jakiś rewolwer z krótką lufą". Dostał, co chciał... tak się złożyło, że zaczął od rewolweru. Pada (jak zwykle) pytanie: "
Strzelał Pan już kiedyś w rewolweru?". Gość zmierzył instruktora wzrokiem i w wyższością w głosie odpowiada: "
Policjant umie strzelać ze wszystkiego!". No to zaczął... jakoś udało mu się wysunąć bęben i włożyć do komór naboje i zamknąć bęben... po czym chwyta za bęben i zaczyna ciągnąć. Pada pytanie: "
Co Pan chce zrobić?"... "
No jak to co? PRZEŁADOWAĆ!". Musiałem przerwać strzelanie gościowi na sąsiednim stanowisku, bo myślałem, że się ze śmiechu posikam.
Inny... miał "odstrzelać łuski", a właściciel firmy poprosił mnie po koleżeńsku bym poszedł "go przypilnować", bo sam nie miał czasu. na pierwszy ogień poszła strzelba... miała chwyt pistoletowy i składaną kolbę, ale w kartonie kolba była osobno (odkręcona), a po co przykręcać kolbę, jak gość ma strzelić 3 razy w kulochwyt i zapakować łuski do koperty oraz je opisać? Dostał 3 breneki, założył sobie tarczę (no co tam... niby po co, ale od jednego "papiera" nikt nie zbiednieje) i zaczyna mierzyć...strzelba na wprost twarzy, jego dłoń tuż przed nosem, no to grzecznie zwracam uwagę, że jak tak strzeli to sobie "nos rozkwasi". A on na to dość arogancko, że jest "policyjnym instruktorem", ze strzelby strzelał i nie życzy sobie by mu uwagę zwracać. A to sobie strzelaj, w końcu to Ciebie będzie bolało... no i strzelił. Efekt wiadomy... jak już się umył i sobie nosek papierem toaletowym zapchał to już bardzo grzecznie i ze zdziwieniem stwierdza, że on ze strzelby strzelał, ale co to za naboje były, że taki odrzut dają. Okazało się, że cała jego policyjno-instruktorska "kariera" to były te naboje gumowe i to raczej to najsłabsze, co to chyba na demonstracje pielęgniarek się tylko nadają. Potem jak się zabrał za jakiś mały pistolet i ułożył dłoń tak, że by sobie ją zamkiem "pochlastał" to już słuchał co się do niego mówi.
Rewolwer i agencja ochrony... W jednej z jednostek wojskowych, a w zasadzie to nie była nawet jednostka tylko instytucja pomocnicza wojska pilnowana była przez wynajętych cywilnych "ochroniarzy". W ich pomieszczeniu magazynowym była na ścianie instrukcja dotycząca ładowania i rozładowania broni. W jednym z punktów dotyczyła rewolweru. Leciało to miej więcej tak: broń w bezpiecznym kierunku, wysunąć bęben, wyjąć naboje zamknąć bęben (na razie OK), a następnie "oddać strzał kontrolny". Jak to przeczytałem to powiedziałem tamtejszemu "kierownikowi", że choć to moim zdaniem niezbyt potrzebne to rozumiem jego "tok rozumowania" i zaproponowałem by dopisał: "
i powtórzyć tyle razy, ile jest komór w bębnie danego rewolweru"... Niech się inni też pośmieją... a co mi tam... w końcu śmiech to zdrowie.