Zgadzam się że coraz mniej ludzi dałoby radę przetrwać w oderwaniu od cywilizacji, bo mało kto na co dzień takiej wiedzy i umiejętności potrzebuje. Takie to już czasy. Młodzi są uzależnieni od energii elektrycznej. Bez niej są bezradni. Potrafią programować, ale jak ugotować ziemniaki muszą sprawdzić w internecie. Zwykła mapa ich przerasta. No niestety wszystko płynie, ewoluuje. Ale póki żyją starsi wychowani przed powszechną automatyzacją, która to uprzemysłowiła wszystkie dziedziny życia to jest jeszcze nadzieja. Ich wiedza nie zgineła i póki żyją łatwo ją przekazać/odtworzyć. Zresztą zdaje mi się że survival i preppering stają się popularne, albo może tylko modne.
„jedyny rodzaj oporu przed najeźdźcą w chwili obecnej to miasto”
Z tym się oczywiście nie zgodzę, wręcz przeciwnie.
Tysiące lat historii i setki przykładów pokazuje, że właśnie najłatwiej złamać opór przeciwnika zamykając go w mieście. Wystarczy dokonać oblężenia. Nie potrzeba tu specjalnie dużych środków, potrzebny jest tylko czas.
Argumentów dostarczyłeś sobie sam. Brak wody, prądu, gazu, kanalizacji, zaopatrzenia prędzej czy później każe skapitulować każdemu miastu. Dysponując odpowiednio długim czasem, takie miasto można by zdobyć bez wystrzału. Miasto to najgorsze miejsce do walki z silniejszym najeźdźcą, a tylko tacy mogą do nas przyjść.
Oblężenie może mieć różny przebieg. Może być tak jak w Leningradzie gdzie starły się potęgi i czego efektem był nawet kanibalizm. Może być tak jak w Sarajewie gdzie realia przypominały układy mafijne i za pieniądze można było się wydostać lub kupić od przeciwników wszystko, ale biedni mieli przejebane. Wspomnienia ludzi którzy przeżyli oblężenie Sarajewa przerażają. Reasumując - oblężone miasto bez pomocy z zewnątrz jest skazane na zagładę.
Nie trzeba wojny. Dziś wystarczyłby parotygodniowy brak prądu by w dużych miastach nastąpił przysłowiowy Armagedon. Ja uważam że na wypadek wojny lub w sytuacjach kryzysowych trzeba się trzymać jak najdalej od dużych miast.
Co do uzbrojenia to zgadzam się z Eustachym w 100%. To nie moja dziedzina wiedzy, ale myślę że nasza armia jest na tyle biedna, że obecnie może mogłaby zawojować co najwyżej Białoruś.
Ale kilka tysięcy zaawansowanych mobilnych przeciwpancernych i przeciwlotniczych zestawów rakietowych w przeszkolonych rekach i taktyka partyzancka mogłoby się okazać dużo skuteczniejsze niż tych kilkanaście przeciętnych samolotów, kilkadziesiąt czołgów z demobilu i cała reszta naszego oręża, bo nie wiem co tam jeszcze mamy sprawne.