Forum Kolekcja 061
INNE => FORUM POZATEMATYCZNE => Wątek zaczęty przez: eustachy w Listopada 07, 2018, 09:45:28 am
-
Na studiach miałem kolegę z Białorusi, co był w Afganie....
Opowiadał, że sobie robili takie samowolne szkolenia dla młodych z walk na krótkie odległości w pomieszczeniach.
Strzelali z AK i ślepej amunicji. Podobno część młodych mdlała ...
Myślę, że wzorując się na tym, szybka walka kilku osób w budynku z użyciem ASG może uzmysłowić niektórym prawdziwe oblicze wejścia w walkę :)
Strzelanie do papieru to nie to samo :)
A wracajÄ…c do tematu :)
Zamiast ganiać młodzież po lesie i wmawiać im, że partyzantka leśna ma jakąkolwiek przyszłość , może wzorem Skandynawów robić takie ćwiczenia.
Przynajmniej w razie W będzie kogo na flance postawić :)
https://www.youtube.com/watch?v=4cnAwRJc7Sw&fbclid=IwAR0YCWq5D23FIoIXxWcllQsPJs08b8fBxqTWbGkwv_MygLKpdUPAltxqlIo
-
Zamiast ganiać młodzież po lesie i wmawiać im, że partyzantka leśna ma jakąkolwiek przyszłość , może wzorem Skandynawów robić takie ćwiczenia.
Przynajmniej w razie W będzie kogo na flance postawić :)
https://www.youtube.com/watch?v=4cnAwRJc7Sw&fbclid=IwAR0YCWq5D23FIoIXxWcllQsPJs08b8fBxqTWbGkwv_MygLKpdUPAltxqlIo
Fajne. Szkoda że u nas ....
-
IMHO partyzantka ma sens jedynie w mieście, gdzie można się ukrywać na własnym terenie.
W lesie to raczej długo się nie pociągnie, zważywszy na coraz częstsze wykorzystywanie snajperów na śmigłowcach...
https://www.youtube.com/watch?v=yZcPlGGRMMU
-
IMHO partyzantka ma sens jedynie w mieście, gdzie można się ukrywać na własnym terenie.
W lesie to raczej długo się nie pociągnie, zważywszy na coraz częstsze wykorzystywanie snajperów na śmigłowcach...
https://www.youtube.com/watch?v=yZcPlGGRMMU
W czasach centralnych rejestrów wszystkiego /ludności, pojazdów, broni etc. /, płatności bezgotówkowych, jakakolwiek partyzantka w realiach XXI wieku wydaje się mało sensowna. A już zupełnie zorganizowana od A do Z przed ewentualnym konfliktem.
-
100% racji.
-
Jeżeli mówimy o wrogu zewnętrznym to jakieś siły tej partyzantki udałoby się zapewne zgromadzić - pytanie tylko w jak skoordynowany sposób.
W przypadku kiedy będziemy wiedzieli, że oficjalnie doszło do konfliktu to mało kto z bronią z terenów zagrożonych będzie siedział na dupie w domu i albo się ewakuuje i przejdzie do obrony albo ucieknie całkowicie poza rejon działań lub będzie czekał na to aż przyjdą zabrać. Jeżeli będzie czekał aż przyjdą zabrać to idiota albo wtedy ich odpali a oni jego...
Na dalszych obszarach kraju zapewne udałoby się coś zorganizować tylko tej broni jest za mało.
W rękach obywateli jest 463768 sztuk broni (stan na 31.12.2017 r.), gdzie gmin w Polsce jest 2478 co daje 187 szt. broni na gminę. Tylko to nie oznacza, że tyle sztuk jest w tej gminie i jest ona rozdzielona tak, że po 2 - 3 sztuki przypadają co ileś mieszkańców.
-
W czasach centralnych rejestrów wszystkiego /ludności, pojazdów, broni etc. /, płatności bezgotówkowych, jakakolwiek partyzantka w realiach XXI wieku wydaje się mało sensowna. A już zupełnie zorganizowana od A do Z przed ewentualnym konfliktem.
Pozwolę sobie nie zgodzić się z powyższym.
Zorganizowani od A do Z to już raczej nie będą partyzanci, a jedynie siły zbrojne prowadzące działania nieregularne tj. obierające taką formę walki ( w tym przypadku partyzanckiej).
Do partyzantki mogę się odnieść tylko na przykładzie minionej wojny. Kilkanaście lat życia musiałem (z kombatantami AK) swoje wyjeździć i swoje wysłuchać i uważam, że nie sposób stwierdzić w czasie pokoju że partyzantka ma sens lub nie, bo partyzantka w minionych czasach to dla wielu była konieczność by przetrwać, dla innych jedyna możliwa forma walki. Do partyzantki najczęściej trafiali ludzie „spaleni†a że byli to ludzie w sile wieku to zwykle woleli iść do partyzantki niż się ukrywać.
Natomiast na to czy partyzantka może zaistnieć nie ma wpływu organizacja, logistyka czy stan posiadanej broni (w II wś w chwili tworzenia się oddziałów były to mikroskopijne ilości z września) jedyny i niezbędny warunek by partyzantka mogła zaistnieć to przychylność społeczeństwa, czyli poparcie przez ludność lokalną.
-
Partyzantka leśna nie ma sensu.
https://www.youtube.com/watch?v=hWuP6dmYOE0
Partyzantka miejska wręcz odwrotnie. Świadczy o tym duży problem wojsk koalicji w Iraku i Afganie z partyzantką miejską...
Musieli zmienić sposoby przemieszczania się w mieście i wprowadzić między innymi taktykę stosowaną w Irlandii , stosowaną przeciwko IRA.
-
Proszę by szef wszystkich szefów wydzieli ten temat bo temat to ciekawy i temat rzeka zarazem.
Tu już będzie polemika o definicjach, ale też śmiem się nie zgodzić.
Przykład np. walk z Iraku z wykorzystaniem taktyki partyzanckiej to nie przykład partyzantki a taktyki partyzanckiej. Walki takie prowadzą do zniszczenia miasta, wobec czego trudno mówić o poparciu społeczeństwa, czyli mieszkańców tego miasta. Rebelianci to zbieranina. Często to nie ich miasto i nie muszą się o nie martwić. Może to nie najlepszy przykład, ale warto odwołać się do opinii mieszkańców Warszawy (nie będących powstańcami) na temat Powstania Warszawskiego. Euforia i poparcie trwało tylko kilka dni. Podkreślam partyzanci to ludzie którzy posiadają poparcie miejscowego społeczeństwa i są od nich zależni, będący na ich łasce nie na odwrót. Oczywiście z tym poparciem różnie bywało, ale bez choćby niewielkiego poparcia i pomocy a tym bardziej przy wrogiej postawie lokalsów partyzantka nie przetrwa.
Co do partyzantki „leÅ›nej†to na pewno wyglÄ…daÅ‚aby ona dziÅ› zupeÅ‚nie inaczej. Technologia robi swoje. Åšrodki obrony defensywnej zawsze kroczÄ… z rozwojem broni. Tanie Å›rodki łącznoÅ›ci i transportu sÄ… powszechne. DziÅ› nie byÅ‚oby dużych zgrupowaÅ„ obozujÄ…cych w Å›rodku lasu. Niestety w latach czterdziestych gdy posiadanie roweru byÅ‚o pewnym luksusem, a łączność bezprzewodowa wÅ‚aÅ›ciwie nie istniaÅ‚a wszyscy musieli siedzieć w lesie, bo inaczej nie byÅ‚o ich jak szybko Å›ciÄ…gnąć z „melinâ€.
-
Nie bardzo widzę młodych ludzi w lesie. Większość z nich nie wie nawet jak rozpalić ognisko bezdymne a co dopiero orientacja w terenie, kopanie ziemianek czy zdobywanie wody pitnej.
Trzeba zauważyć, że w czasie II WW ludzie byli przyzwyczajeni do ubóstwa i dawania sobie rady w każdych warunkach. Teraz ludzie wychowani są na prądzie, gazie i kanalizacji.
Jak wyłączysz prąd, to amba . A jak do tego zakręcisz wodę, to miasto umiera, bo nawet już studni nie ma jak w latach 40. a większość rzek to ścieki.
IMHO jedyny rodzaj oporu przed najeźdźcą w chwili obecnej to miasto.
Tak, jak nie ma sensu kupowania 10 myśliwców, bo za tą kasę można kupić setki mobilnych wyrzutni przeciwlotniczych i zablokować przestrzeń powietrzną na amen....
-
Tyle, że nawet 1000 MANPADSów ma znaczenie wyłącznie defensywne. A wiadomo, że nie można się tylko bronić, trzeba również atakować.
Linia Maginot`a była świetnie zaprojektowanym dziełem obronnym :) Twierdza Eben Emael...
Z drugiej strony, na czym polega strategia wojenna (bo obronną bym jej nie nazwał) Izraela?
-
Zgadzam się że coraz mniej ludzi dałoby radę przetrwać w oderwaniu od cywilizacji, bo mało kto na co dzień takiej wiedzy i umiejętności potrzebuje. Takie to już czasy. Młodzi są uzależnieni od energii elektrycznej. Bez niej są bezradni. Potrafią programować, ale jak ugotować ziemniaki muszą sprawdzić w internecie. Zwykła mapa ich przerasta. No niestety wszystko płynie, ewoluuje. Ale póki żyją starsi wychowani przed powszechną automatyzacją, która to uprzemysłowiła wszystkie dziedziny życia to jest jeszcze nadzieja. Ich wiedza nie zgineła i póki żyją łatwo ją przekazać/odtworzyć. Zresztą zdaje mi się że survival i preppering stają się popularne, albo może tylko modne.
„jedyny rodzaj oporu przed najeźdźcÄ… w chwili obecnej to miastoâ€
Z tym się oczywiście nie zgodzę, wręcz przeciwnie.
Tysiące lat historii i setki przykładów pokazuje, że właśnie najłatwiej złamać opór przeciwnika zamykając go w mieście. Wystarczy dokonać oblężenia. Nie potrzeba tu specjalnie dużych środków, potrzebny jest tylko czas.
Argumentów dostarczyłeś sobie sam. Brak wody, prądu, gazu, kanalizacji, zaopatrzenia prędzej czy później każe skapitulować każdemu miastu. Dysponując odpowiednio długim czasem, takie miasto można by zdobyć bez wystrzału. Miasto to najgorsze miejsce do walki z silniejszym najeźdźcą, a tylko tacy mogą do nas przyjść.
Oblężenie może mieć różny przebieg. Może być tak jak w Leningradzie gdzie starły się potęgi i czego efektem był nawet kanibalizm. Może być tak jak w Sarajewie gdzie realia przypominały układy mafijne i za pieniądze można było się wydostać lub kupić od przeciwników wszystko, ale biedni mieli przejebane. Wspomnienia ludzi którzy przeżyli oblężenie Sarajewa przerażają. Reasumując - oblężone miasto bez pomocy z zewnątrz jest skazane na zagładę.
Nie trzeba wojny. Dziś wystarczyłby parotygodniowy brak prądu by w dużych miastach nastąpił przysłowiowy Armagedon. Ja uważam że na wypadek wojny lub w sytuacjach kryzysowych trzeba się trzymać jak najdalej od dużych miast.
Co do uzbrojenia to zgadzam się z Eustachym w 100%. To nie moja dziedzina wiedzy, ale myślę że nasza armia jest na tyle biedna, że obecnie może mogłaby zawojować co najwyżej Białoruś.
Ale kilka tysięcy zaawansowanych mobilnych przeciwpancernych i przeciwlotniczych zestawów rakietowych w przeszkolonych rekach i taktyka partyzancka mogłoby się okazać dużo skuteczniejsze niż tych kilkanaście przeciętnych samolotów, kilkadziesiąt czołgów z demobilu i cała reszta naszego oręża, bo nie wiem co tam jeszcze mamy sprawne.
-
Zdaje się, że Eustachemu chodzi nie o stan oblężenia, a zajęcie całego obszaru kraju, vide Polska 1939 lub niedawny Irak; w tym momencie żadne zgrupowania w Puszczy Kampinoskiej, żadne Porytowe Wzgórza nie wchodzą w rachubę, co wykazują filmiki z Apaczy czy AC-130.
Jedyny obszar względnej swobody działania zapewni miasto, na zasadzie podobnej do przedpowstańczej Warszawy.
-
W przypadku zajęcia całego kraju obrona za wszelką cenę jakiegokolwiek miasta jest dyskusyjna. Jednak każde miasto może stawiać opór i być zniszczone albo dać się okupować. Pierwsza opcja mało zachęcająca dla mieszkańców (wiąże się z wygnaniem lub ucieczką mieszkańców) ale to w niej odnajdują się najeźdźcy i wszelkiej maści najemnicy. Druga opcja tj. okupacja. Umożliwia ona jakieś tam funkcjonowanie, stworzenie konspiracji i organizowanie małego sabotażu i dywersji co i tak raczej nie szkodzi okupantowi jeśli okupuje on już cały kraj, ale jednak podnosi na duchu społeczeństwo.
Tak czy siak karty rozdaje silniejszy (liczniejszy i lepiej uzbrojony).
A tak z perspektywy okupanta czy nie łatwiej jest okupować miasto mając do pilnowania 500 tyś ludzi na 200 km2 niż powiat który ma 200 tyś ludzi i jest rozwleczony na 2000 km2?
Jakby nie było wydaje mi się że tam gdzie łatwiej okupantowi tam trudniej partyzantowi.
-
Rozmawiałem z facetami, którzy specjalizują sie w szkoleniu bojowym (...). Potwierdzili moje obawy co do partyzantki lesnej. W obecnych czasach partyzantka leśnia nie ma sensu.
Tereny leśne są małe a optyka i podczerwień zaawansowana. Wystarczy jeden śmigłowiec i temat grupy leśnej staje sie przeszłością.
W rozmowie uczestniczył także "major" zwiazków strzeleckich. Nie dotarło. Dalej bełkotał o leśnej partyzantce i miałem wrażenie, że husaria to jego oczko w głowie....
Przypomniał mi się kolega, co na teście, w rubryce "ilość zapasowych magazynków do AK" wpisał "16" . Kapral mu to załadował do plecaka i poszli na 15 km. W następnych razach kolega zabierał już tylko dwa :) :) :) . Sam mi to opowiadał :) śmiejąc sie ze swojego romantycznego podejścia do służby :) i wiedzy czerpanej z filmów :)
-
Znam to z życia. Zadam głupie pytanie: a skąd się biorą tacy majorowie związków strzeleckich? Ano biora się kolego z wojska. Tam są czynnymi lub byłymi sierżantami, chorążymi etc.
-
Doceniając zaangażowanie młodzieży itepe... nie macie wrażenia, że Związki Strzeleckie są ostatnią ostoją fali w Polsce?
Kiedyś w parę grup udało się nam nagrać szkolenie z porucznikiem z WP, zresztą - kolegą z harcerstwa.
Omówienie zajęć: Zethap słucha, ON.pl słucha, Strzelec robi kółko biegiem.
Pierwszy podpunkt: Zethap działa, ON.pl działa, Strzelec biega.
I tak dalej, przyszli jak się zmęczyli bieganiem.
Ja wiem, że krzepa jest ważna, ale w takim wypadku można umówić się z godzinę wcześniej, albo pobiegać po zakończeniu szkolenia.
Pewnie to stąd, że za późnej komuny i krótko po 1989 roku szkolić mogli w zasadzie tylko starsi koledzy po wojsku, tacy dla których fala i beton były naturalnym środowiskiem... gdzie tam było choćby do majora Kupsa (zresztą jeden Kups na cały kraj to mało), a teraz ten balast ciąży.
W każdym razie nasza współpraca ze Strzelcem była krótka.
Choć nie powiem, zdarzają się miłe wyjątki. Ale to przy ognisku.
-
Jest coś w tym co mówisz.
Jak dałem się w kwietniu 2015 namówić na kurs lekkiej piechoty ON na Brusie to pojechalismy we 4 chłopa, sami dorośli faceci. Ale było sporo zorganizowanych oddzialów strzeleckich. My pojechaliśmy kulrua, w multicamie i samym szpeju. Za to często dzieciaki po 17 lat w zorganizowanych grupach zapierdalały wszędzie biegiem z jakimiś szwajcarskimi tornistrami, maskami gazowymi i resztą bambetli. No kurde tez instruktorzy mogli by im trochę stawy oszczędzać.
-
Eustachy oczywiście, że duże zgrupowania partyzanckie obozujące w lesie do przeżytek.
Przy dzisiejszych możliwościach technologicznych byłyby skazane na pewną zagładę. Myślę, że właśnie dzięki nowym technologiom partyzantka dziś nie musiałaby już bytować w środku lasu. W dużym uproszczeniu (co do mobilizacji) mogliby działać np. jak OSP.
Nasza polemika dotyczyła przede wszystkim miejsca działania, a nie zakwaterowania partyzantów, oraz odróżnienia partyzanta od żołnierza stosującego taktykę partyzancką. Ciągle jestem zdania, że miejscem działania partyzantów nie powinno być miasto. Główne działania partyzantki to dywersja, sabotaż i wojna podjazdowa, a wszystko to wymierzone obecnie w szlaki komunikacyjne, bazy i lotniska. Obiekty te z zasady umiejscowione są poza miastem.
Wiadomo, że ruch osobowy z miasta i do miasta łatwo jest kontrolować, dodatkowo można wprowadzić godzinę policyjną, dlatego miasto to pasmo utrudnień dla partyzantów.
Skoro podczas minionej wojny ogromna większość partyzantów to byli chłopcy ze wsi i małych miasteczek, tak i dziś pewnie byłoby podobnie.
-
Wszystko zależy od tego, jakie zadania im postawisz.
Całkiem sporą działką, jaką zajmowała się ZWZ/AK, był wywiad, i na tym polu mieli spore sukcesy. Przykładem jest choćby rozpracowanie Peenemunde, a potem też mieli oko na temat, co doprowadziło do zdobycia rakiety V2, demontażu kluczowych części i przesłaniu ich spod mojego miasta via Brindisi do Londynu.
Pamiętacie książki o partyzantach, wydawane dawno temu? Jak porównywano ilość pociągów wysadzonych przez GL/AL i ZWZ/AK? Tyle, że zadania mieli różne, ciekawe czy GL też zaliczyło taki "strzał" jak odkrycie hitlerowskiej Strefy 51...
-
Moim zdaniem partyzantka leśna nie ma sensu - co innego góry (czyt. jaskinie).
Tak czy inaczej przy obecnej technologii dostępnej praktycznie z poziomu byle pojazdu wojskowego = marne szanse.
Partyzantka w mieście (zależy jakim) ma spore pole do popisu - wiele jednak będzie zależało od zadań bo może to być wspomniane zbieranie danych wywiadowczych po podkładanie IED itd.
W 1984 roku (o ile dobrze pamiętam) był taki film pt. Czerwony Świt i jego remake bodajże z 2012 roku - jeżeli w pierwszym przypadku akcja jako tako ma sens to w drugim już jest spory problem technologiczny, który autorzy zdjęć starali się ukryć - dostępność kamer termowizyjnych z poziomu śmigłowca policyjnego czy nawet stacji telewizyjnej.
-
to w drugim już jest spory problem technologiczny,
...który możnaby ominąć przenosząc akcję z lasu do miasta. No, ale wtedy film byłby załącznikiem do "Anarchist`s cookbook" ;)
-
Partyzantka ZWZ/AK o której mowa powyżej nie była zwykłą partyzantką. Niestety została wciągnięta i umocowana w strukturach Polskiego państwa podziemnego dlatego była nazywana armią podziemną. Miała specjalizowane grupy jak: wywiad, kontrwywiad, grupy szturmowe, grupy dywersyjne. No i w swoich działaniach była zależna od delegata rządu czyli polityka.
Miała (choć bardzo niewielką) pomoc w postaci zrzutów sprzętu, pieniędzy i przeszkolonej kadry. Sukcesy wywiadu w dużym stopniu były możliwe właśnie dzięki pieniądzom z Londynu. Zależność od polityków z Londynu była w tym wszystkim najgorsza i w bardzo wielu sytuacjach wiązała dowódcą ręce.
Partyzantka miejska oczywiście że ma pole do popisu. Ale jak wielkie straty może ona zadać okupantowi zajmującemu kraj (czyli w obecnych czasach siedzącemu w bazach pod miastem)?
A przede wszystkim czy jej działanie nie odbije się na mieszkańcach miasta. (czy miasto nie będzie niszczone razem z partyzantami a jego mieszkańcy nie będą musieli uciekać)?
Ja moje opinie piszę z perspektywy cywila. Wyliczenia, których nie mogę teraz znaleźć, mówią że od średniowiecza w każdej kolejnej wojnie ginie coraz więcej cywili względem żołnierzy.
Tak przykładowo 1000 lat temu na 5 zabitych wojskowych mógł przypadać 1 zabity cywil, a dziś na jednego zabitego żołnierza przypada 1000 zabitych cywilów. Z powyższego wynika, że obecnie w wojnach giną głównie cywile. Skoro największe zaludnienie mają miasta to właśnie w walkach miejskich i z powodów braku pomocy medycznej i złych warunków sanitarnych ginie najwięcej ludzi.
Moim zdaniem walka w mieście nie wynika z inicjatywy miejscowych partyzantów, to najeźdźcy i okupantowi zależy by związać ruch oporu w walce w miastach. Ja widzę w tym strategię. Dla szeregowych żołnierzy okupanta, mieszkańców i partyzantów to jest piekło. Ale dla sterujących inwazją bilans jest jak najbardziej dodatni, infrastruktura zniszczona, tubylcy wybici/wypędzeni. Tak jak dla niemców AK to byli bandyci, tak dziś każdy partyzant dla „koalicji†to terrorysta. Więc jeśli „terroryści†ukryją się budynku to można go zrównać z ziemią. Nie oszukujmy się jak ktoś zechce to w konflikcie globalnym całe miasto może zrównać z ziemią.
Gdybym był dowodzącym wojsk inwazyjnych (w domyśle USA) to naturalnie starałbym się atakować miasta i zmuszać tym samym do podjęcia przez mieszkańców obrony i związać walką (wpuścić do miasta) jak największe siły przeciwnika). Mając dużo celów na małej powierzchni (i ogromną przewagę sprzętową) dużo łatwiej je wyeliminować.
Jestem cywilem, uważam że nie wolno dać się sprowokować do walki w mieście. Jeśli coś się rozpęta to ja będę uciekał z miasta, a już na pewno wyprowadzę z niego rodzinę. Bo jak kogoś nie zabjie pocisk czy walący się budynek, to zrobi to dyzenteria.
Ciągle myślę że partyzanci w wielu kryjówkach rozproszonych na znacznym obszarze to dla najeźdźcy największy problem .
-
Oj pany ...
1. Teren to tylko teren - partyzantka nie zależnie od terenu może sporo namieszać. Niezależnie od tego czy to będa działania skoordynowane na ogromną skalę (jak nasze tzw. "Państwo Podziemne") czy zupełnie nie skoordynowane jak rebelianci w Afganistanie.
Pokazują to dobitnie konflikty w Iraku i Afganistanie - Takie zajebiste technologie za miliony $ i praktycznie nieograniczone możliwości często idą się gonić bo jakiś koleś zakopie minę pułapkę wartości 4$.
2. Piszecie o współczesnym sprzęcie - Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak łatwo taki termowizor oszukać !!! Niestety mam doświadczenia z Afg gdzie wystarczyło żeby się gość położył pod kocem na otwartym polu i juz przez super hi-tech sprzęt nie było widać !
Partyzantka leśna ma taki sam sens jak i w mieście - będzie się oczywiście różniła ze względu na sposoby działania. Ale z drugiej strony regularna armia bardzo nie chętnie będzie sie pchała do miasta bo w historii nie jeden już sobie na miastach zęby połamał. Zdobywanie miasta nawet małego wiąże się z wprost niewyobrażalnymi siłami potrzebnymi do wejścia. Mówimy tutaj o początkowej fazie "konfliktu". po zajęciu jakiegoś terytorium - sprawa będzie wyglądała zupełnie inaczej - sytuacja gdzie przeciwnik będzie gospodarzem - patrz okupacja.
Kolejna sprawa to czysta ekonomia sił. Powiedzmy, że jest sobie dwóch gostków "partyzantów" co to chcą przeciwnikowi podłożyć świnię. Czy przeciwnika będzie stać na to żeby do pościgu za dwoma chłystkami wysyłać śmigłowce samoloty ? Raczej to zadanie dostanie jakiś plutonik wojsk wewnętrznych, który jest w tej chwili najmniej potrzebny do innych celów. Jakie szanse ma taki plutonik, słabo wyszkolony i zmotywowany - na nieswoim terenie, ze świadomością, że praktycznie 100% miejscowej ludności jest wrogo nastawiony. Oczywiście - jeżeli tych dwóch gostków będzie w rejonie mieszać coraz bardziej to ich priorytet będzie rósł i w końcu ktoś się wkur...i - wtedy użyte zostaną większe środki. Przykładów - są miliony ! zarówno z naszej okupacyjnej historii jak i ze współczesnych konfliktów.
Jedno jest pewne - współcześnie jak i w czasach minionych regularne armie słabo radzą sobie z partyzantką - zawsze jest to wrzód na dupie! Dlatego na podstawie doświadczeń IIWŚ powstały takie "zielone berety" ! Własnie do szkolenia partyzantki - taki był i jest główny ich cel.
Teren nie ma tu znaczenia - w każdym terenie można sobie poradzić - nawet na pustyni gdzie niby jest równa jak stół. technologia przeciwnika jest na pewno przeszkodą, ale na każda technologie można znaleźć sposób!
-
Emisjo: pocieszajÄ…ce :)
bike, z tymi miastami w Twoim ujęciu niestety nie mogę się zgodzić. Miasto jest jak skunks, kto może to omija. Takie przykłady jak Stalingrad, Berlin świadczą tym, że walki pełnoskalowe będą potworną maszynką do mięsa: porównując (wg danych z Wikipedii) czas trwania obu operacji i straty (w zabitych) okazuje się, że w Stalingradzie Niemcy i Sowieci średnio tracili odpowiednio 31.250 i niecałe 20.000 żołnierzy tygodniowo, a w Berlinie 33.000 i 26.000 żołnierzy tygodniowo.
Trzeba wziąć jeszcze jeden aspekt - armia atakująca będzie bała się wejść do miasta z powodu oczekiwanych strat. I nawet jeżeli nie chodzi o dowództwo polityczne i wojskowe, to na poziomie pojedynczego żołnierza będzie głęboki lęk. Trzeba sprawdzić, czy jakiś Marine napisał wspomnienia po Faludży...
-
Nie jestem specjalistą w dziedzinie wojskowości i współczesnego pola walki, więc moje wnioski mogą być błędne i naiwne.
Moim założeniem w rozważaniach jest globalna skala konfliktu.
Obecne konflikty są lokalne i są działaniami asymetrycznymi. Na ręce niosących demokracje, patrzy reszta świata więc muszą się oni liczyć z opinia publiczną i odpowiedzialnością karną. Dlatego nie mogą stosować wszystkiego tego co mają i co by chcieli. Myślę że wszyscy tutaj wiemy lub domyślamy się jaki wachlarz broni i środków bojowych spoczywa w arsenałach największych armii świata. Gdyby wybuchł konflikt o skali globalnej i przywódcy nie musieli się przejmować opinią publiczną, to przy obecnej technice uzbrojenia, unicestwienie miasta którego bronią tylko partyzanci/rebelianci/powstańcy nie stanowiłoby żadnego problemu. To nie Stalingrad gdzie walczyły naprzeciw siebie dwie armie i brak im było odpowiednio niszczycielskiej broni by przełamać impas. To byłoby bardziej jak unicestwianie bezbronnej Warszawy w wyniku powstania. Z tym że dziś robiono by to z użyciem znacznie doskonalszej (precyzyjniejszej i bardziej niszczycielskiej ) broni. Rakiety, artyleria, bomby paliwowo powietrzne, kasetowe, a może nawet bomby neutronowe). Jeśli nastałyby czasy, kiedy to nikt nie będzie musiał przebierać w środkach, to prędzej czy później ktoś też użyje broni masowej zagłady. Obecne wojenki i relacje pomiędzy państwami wymuszają pozory humanitaryzmu i przestrzegania konwencji dlatego miasta zdobywa się „z buta†i wyobrażam sobie że jest to piekło.
-
Działania przeciwpartyzanckie w przeszłości:
https://youtu.be/cMWv1oeepGo
-
@061:
co do technologii i przeciwdziałania jej to jednak w porównaniu do czasów kiedy jej nie było i jej skuteczności obecnie to i tak taka partyzantka leśna ma utrudnione zadanie bo nie wiadomo kiedy jesteśmy obserwowani.
Porównanie do Afganistanu tutaj, gdzie obecnie większość tego sprzętu od lat używana w odniesieniu do naszego podwórka i ukrycia przed takimi środkami jest też trudniejsze i nawet nieodpowiednie.
U nas po lasach mało kto mieszka i znalezienie ludzi w lesie będzie mogło oznaczać, że są to właśnie grupy, których szuka przeciwnik (czyt. partyzantka).
Jeżeli przeciwnik nie będzie się liczył z cywilami to zwyczajnie pośle tam serię z tego co będzie miał - tak profilaktycznie.
W mojej ocenie leśna partyzantka w obecnych czasach bez zaplecza lub możliwości ukrycia się w terenie zurbanizowanym ma znacznie cięższe zadanie niż w czasach DWŚ.
Oczywiście w odpowiednim działaniu w rejonach rozmieszczenia stanowisk dowodzenia przeciwnika czy jego zaopatrzenia będzie to nadal bardzo groźny przeciwnik i przy odpowiednim wyszkoleniu, taktyce działania i sprzęcie potrafiący zadać spore straty to jednak bez tego wszystkiego będzie ciężkie.
Można stosować taktykę w stylu Iraku czy Afganistanu - dwóch ludzi, motocykl, ostrzał z granatnika czy rozstawienie kilku rakiet lub rur jako granatniki ułożonych na pryzmie piasku z zapalnikiem czasowym i po sprawie, ale ukrycie się takich ludzi może stwarzać w naszym rejonie nieco problemów - tam masz ziemiankę/lepiankę w środku niczego ulepioną z g...na, a u nas trzeba będzie dotrzeć do zabudowań lub porządnie się ukryć w lesie i mamy w ten sposób błędne koło bo liczy się też czas reakcji i środki jakimi dysponuje przeciwnik.
-
https://joemonster.org/art/35687/Skoro_czolg_moze_byc_zniszczony_przez_czlowieka_z_reczna_wyrzutnia_rakietowa_to_po_co_wciaz_sie_ich_uzywa_